czwartek, 24 października 2013

Odcinek 1, część 5 - Bezdomny - Damon

Obrzeża Mystic Falls 29.01.2000 r.

Przygaszone światło, spowodowane zasunięciem grubych, czerwonych zasłon. W powietrzu unosił się papierosowy dym i mieszanka jazzu z reggae. Leżąc na materacu starałem się jak najgłębiej wchodzić w jakąś małolatkę. Jęczała, czyli było jej dobrze. Kilka osób w tym czasie siedziało na kanapie, nieopodal nas i waliło prosto z butelki jakieś tanie wino.

– Damien! Chcesz? – zapytał tleniony blondyn. Nie miał więcej niż piętnaście lat.

– Damon – poprawiłem małolata i na chwilę zawisłem nad małolatką na jednej dłoni. Drugą chwyciłem butelkę.

Zrobiłem łyk, jeden, potem drugi, trzeciego nie przełknąłem. Wpiłem się w usta tej małej i wlałem w nią alkohol.


– Nienawidzę tych pożeczkówek – wybełkotała.

– A ja nienawidzę wolnego seksu.

Oczywiście natychmiast przyspieszyłem. Chwila orgazmu, jej krzyk, pięć minut wytchnienia.
Wstałem, podciągnąłem spodnie. Zostawiłem dziewczynę na materacu, przykryłem swoją marynarką. W końcu nawyków dżentelmeńskich wpajanych przez lata nie dało się wyzbyć nawet w takiej melinie.

– Skręcisz skręta? – zapytał też ufarbowany, ale ten na wiśniowo.

– Pewnie – odpowiedziałem.

W normalnym przypadku nie usługiwałbym małolatom, ale w zaistniałej sytuacji nie było to żadne usługiwanie. W końcu sam miałem ochotę zapalić.

Usiadłem przy obdrapanym kredensie. Krzesło nie było wygodne, nie miało oparcia. Zacząłem skręcać tytoń w szarą gazetę i nagle zobaczyłem to zdjęcie.

W Mystic Falls odbył się coroczny pokaz mody, na którym wyłoniono najpiękniejsze trzy dziewczyny. Główna nagroda trafiła do Eleny Gilbert – głosił napis przy owym zdjęciu.

– Katherine, ty żyjesz – rzekłem pytająco, sam do siebie, niemal szeptem.

– Co mówiłeś? – zapytał Siwy. To ten co był pofarbowany na blond.

– Głośno myślałem – odparłem. – Daleko jest stąd do Mystic Falls? – zapytałem.

– Jesteśmy na obrzeżach. Do centrum to jakieś pięć, może osiem kilometrów.

– Znacie Elenę Gilbert?

– Nie. Nie pochodzimy stąd. No z wyjątkiem Vicky.

– Która to Vicky?

– Ta co ją przed chwilą posuwałeś – rzekł ze śmiechem ten wiśniowy.

– Trzeba sprawić by wytrzeźwiała i to jak najszybciej – poleciłem chłopakom.

– A skręt? – zapytał jeden z nich.

– Palenie może poczekać.

– Ona też może poczekać. Sama w końcu wytrzeźwieje.

– Racja. Siwy, przypilnuj jej, a my z tym tutaj pojedziemy na zakupy.

– Jak to, my? Nie mamy przecież pieniędzy.

– Ja sprawie, że będziemy je mieli. Muszę kogoś odwiedzić, a nie mogę przy tym wyglądać jak bezdomny.

Stanąłem i spojrzałem w popękane lustro wiszące na ścianie. Miałem na sobie popielaty sweter, który był poplamiony i podziurawiony… miałem go na sobie od miesiąca. Spodnie, jasne dżinsy… miałem je na sobie jeszcze dłużej niż sweter. Włosy posklejane, siwe od kurzu, czy tynku… sam nie wiem od czego.

– Trzeba doprowadzić się do porządku – rzekłem do swojego odbicia.

Przed wyjściem chwyciłem jeszcze po butelkę wina, było go na dnie. Wypiłem więc jednym duszkiem.  Przetarłem usta i skierowałem się do wyjścia.

Damon (Simon)

Jeśli już CZYTASZ to KOMENTUJ

2 komentarze:

  1. Ciekawa jestem jak sprawi,że będą mieli kasę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mnie to zastanawia, sama chciałabym znać jakiś sposób, żeby mieć od tak kasę :) Opis tej meliny jest bardzo dosadny, można sobie to wszystko wyobrazić.

    OdpowiedzUsuń