Obrzeża Mystic Falls 29.01.2000 r.
Przygaszone światło, spowodowane zasunięciem grubych,
czerwonych zasłon. W powietrzu unosił się papierosowy dym i mieszanka jazzu z reggae.
Leżąc na materacu starałem się jak najgłębiej wchodzić w jakąś małolatkę.
Jęczała, czyli było jej dobrze. Kilka osób w tym czasie siedziało na kanapie,
nieopodal nas i waliło prosto z butelki jakieś tanie wino.
– Damien! Chcesz? – zapytał tleniony blondyn. Nie miał
więcej niż piętnaście lat.
– Damon – poprawiłem małolata i na chwilę zawisłem nad
małolatką na jednej dłoni. Drugą chwyciłem butelkę.
Zrobiłem łyk, jeden, potem drugi, trzeciego nie przełknąłem.
Wpiłem się w usta tej małej i wlałem w nią alkohol.
– Nienawidzę tych pożeczkówek – wybełkotała.
– A ja nienawidzę wolnego seksu.
Oczywiście natychmiast przyspieszyłem. Chwila orgazmu, jej
krzyk, pięć minut wytchnienia.
Wstałem, podciągnąłem spodnie. Zostawiłem dziewczynę na
materacu, przykryłem swoją marynarką. W końcu nawyków dżentelmeńskich wpajanych
przez lata nie dało się wyzbyć nawet w takiej melinie.
– Skręcisz skręta? – zapytał też ufarbowany, ale ten na
wiśniowo.
– Pewnie – odpowiedziałem.
W normalnym przypadku nie usługiwałbym małolatom, ale w
zaistniałej sytuacji nie było to żadne usługiwanie. W końcu sam miałem ochotę
zapalić.
Usiadłem przy obdrapanym kredensie. Krzesło nie było
wygodne, nie miało oparcia. Zacząłem skręcać tytoń w szarą gazetę i nagle
zobaczyłem to zdjęcie.
W Mystic Falls odbył
się coroczny pokaz mody, na którym wyłoniono najpiękniejsze trzy dziewczyny.
Główna nagroda trafiła do Eleny Gilbert – głosił napis przy owym zdjęciu.
– Katherine, ty żyjesz – rzekłem pytająco, sam do siebie,
niemal szeptem.
– Co mówiłeś? – zapytał Siwy. To ten co był pofarbowany na
blond.
– Głośno myślałem – odparłem. – Daleko jest stąd do Mystic
Falls? – zapytałem.
– Jesteśmy na obrzeżach. Do centrum to jakieś pięć, może
osiem kilometrów.
– Znacie Elenę Gilbert?
– Nie. Nie pochodzimy stąd. No z wyjątkiem Vicky.
– Która to Vicky?
– Ta co ją przed chwilą posuwałeś – rzekł ze śmiechem ten wiśniowy.
– Trzeba sprawić by wytrzeźwiała i to jak najszybciej –
poleciłem chłopakom.
– A skręt? – zapytał jeden z nich.
– Palenie może poczekać.
– Ona też może poczekać. Sama w końcu wytrzeźwieje.
– Racja. Siwy, przypilnuj jej, a my z tym tutaj pojedziemy
na zakupy.
– Jak to, my? Nie mamy przecież pieniędzy.
– Ja sprawie, że będziemy je mieli. Muszę kogoś odwiedzić, a
nie mogę przy tym wyglądać jak bezdomny.
Stanąłem i spojrzałem w popękane lustro wiszące na ścianie.
Miałem na sobie popielaty sweter, który był poplamiony i podziurawiony… miałem
go na sobie od miesiąca. Spodnie, jasne dżinsy… miałem je na sobie jeszcze
dłużej niż sweter. Włosy posklejane, siwe od kurzu, czy tynku… sam nie wiem od
czego.
– Trzeba doprowadzić się do porządku – rzekłem do swojego
odbicia.
Przed wyjściem chwyciłem jeszcze po butelkę wina, było go na
dnie. Wypiłem więc jednym duszkiem.
Przetarłem usta i skierowałem się do wyjścia.
Damon (Simon)
Damon (Simon)
Jeśli już CZYTASZ to KOMENTUJ
Ciekawa jestem jak sprawi,że będą mieli kasę.
OdpowiedzUsuńTeż mnie to zastanawia, sama chciałabym znać jakiś sposób, żeby mieć od tak kasę :) Opis tej meliny jest bardzo dosadny, można sobie to wszystko wyobrazić.
OdpowiedzUsuń