Mystic Falls 13.06.2000 r.
Przez wiele lat żyłem w ukryciu. Wbiłem się w buty
człowiecze. Łaziłem więc w starym obuwiu, wytartych spodniach i dziurawych
swetrach. Ludzie nie zwracali na mnie uwagi. Nocami się nimi żywiłem. W dzień
spałem i piłem. Bycie bezdomnym nie było takie złe. Było o wiele ciekawsze niż
życie w luksusie. Zabawne, prawda? Bezdomnymi nikt się nie interesował, nie
liczył ich, nie prowadził teczek ze zbiorem informacji na ich temat. Natomiast
bogatymi świat się żywił. Każdy łaknął informacji skąd, jak i dlaczego akurat
ten człowiek posiada taką liczbę samochodów i taką willę. Bycie bezdomnym było
więc o wiele korzystniejsze dla wampira, przynajmniej tak wygłodniałego jak ja.
Dla Katherine, albo raczej dla Eleny musiałem się jednak powstrzymać. Nadal
pozostawałem w ukryciu, ale tym razem miałem inny cel niż szamanie krwi prosto
z żył. Tym razem obserwowałem mojego młodszego brata Stefana. Zabawne, że
młodszym wydawał się teraz. W życiu był ode mnie starszy. Ja po prostu umarłem
później o dziewięć lat. On więc zatrzymał się w wieku nastoletnim, a ja między
dwudziestym, a trzydziestym rokiem życia. Przypatrywałem się temu jak adoruje
Elenę, wychodziło mu to niezgrabnie, a gesty dżentelmeńskie były wyuczone, o
ile się w ogóle nimi posługiwał. Bez problemu mógłbym ją mu odbić, ale to już
wiedział, tak samo przecież było z Kateriną.
– Ty ją nienawidziłeś, dlaczego uganiasz się za jej pra,
pra, pra wnuczką? – pytałem siebie w myślach.
– Musisz mieć w tym jakiś cel – odpowiedziałem sam sobie szeptem.
Wdrapałem się na balkon rezydencji Salvatorów. Byłem
niezauważony i taki chciałem pozostać. Widziałem jak Elena ubiera się, jak
wychodzi, jak Stefan ją odprowadza do wyjścia. Nie wiedziałem o czym rozmawiali.
Widziałem tylko pocałunki, wymiany spojrzeń, dotyk ich dłoni na ciele tej
drugiej osoby. Chłonąłem to. Nie była jak Katerina, miała inne gesty, mniej
uwodzicielskie, choć równie subtelne.
Obserwowałem ją jeszcze dłuższą chwilę po opuszczeniu domu,
szła ścieżką, splatała włosy w koński ogon. Miała piękne, kobiece ruchy.
Wróciłem jednak do obserwowania wnętrza domu. Nagle pojawiła się jakaś
blondynka. Stefan ja całował, uspokajał, chyba się kłócili. Ona wyszła, on
usiadł przy biurku. Sięgnął po telefon, rzucił nim i wybiegł.
Włamałem się. Zwyczajnie rozbiłem szybę i wszedłem do
środka. Telefon był cały w rozsypce. Wątpiłem, że poskłada go jakikolwiek
informatyk, nawet ten najlepszy. Była jednak karta pamięci, wydawała się
nienaruszona. Niewiele myśląc schowałem ją do kieszeni na mojej piersi. Nadal
nie nawykłem do mojego nowego stylu, ale cóż, musiałem się zacząć
przyzwyczajać. Ostatecznie fioletowe, popielate i czarne koszule nie były takie
złe. Ta akurat była czarna. Przejrzałem się w lustrze. Styl żałobny bez
wątpienia mi pasował.
Opuściłem to ponure zamczysko mojego starszo-młodszego
brata. Udałem się do pierwszego komisu z telefonami komórkowymi.
– Coś w co włożę ten fragment i zobaczę jego zawartość –
wypowiedziałem jednym tchem, bez zbędnego powitania.
– Te telefony to nowość, bardzo drogi gadżet… – tłumaczył
sprzedawca.
– No to Stefan zabuli – powiedziałem na głos.
– Co takiego? – dopytywał ten tłumok zza lady.
– Nic takiego, masz mi pokazać zawartość tego. – Położyłem
mały, czarny element na ladę. – Zapłacę – dodałem i obok położyłem banknot
pięćdziesięciodolarowy.
– Już się robi – oznajmił.
Podłączył coś do komputera, następnie podniósł szybę
ochronną do góry i pokazał mi laptopa.
– Strzałką w prawo przesuwa pan zdjęcia – wyjaśnił.
– Cudownie. Dziękuje. – Uśmiechnąłem się do mężczyzny.
Oglądałem więc kolejno: Stefan, Stefan, Stefan z Eleną,
jakaś dziewczyna, jakieś dwie dziewczyny, jakiś trzech chłopaków w strojach
bejsbolowych, zdjęcie USG, Stefan, jakaś dziewczyna z Eleną, jakiś chłopak…
Zaraz, zaraz, zdjęcie USG?
Napis na dole: Listopad 1999 roku, 30 tydzień.
– O cholera – wyrwało mi się na głos.
– Dziękuje panu uprzejmie. Kartę zatrzymam – powiedziałem do
tego gościa. Podał mi to małe, czarne, plastikowe coś, co ponownie spoczęło na
dnie kieszeni mojej koszuli. Wyszedłem.
– Dlaczego Stefan tak się wkurzył o to zdjęcie? – zapytałem
sam siebie.
I nagle sprawa rozwiązała się sama. Kłótnia dwojga młodych
ludzi w barze naprzeciw komisu, z którego właśnie wychodziłem. Stefan i Elena
krzyczeli coś do siebie, albo na siebie. Podszedłem bliżej, ukryłem się za
stojącą ciężarówką dostawczą.
– Nie urodziłam żadnego dziecka, ty idioto!
– Dlaczego to przede mną ukryłaś!?
– Nic przed tobą nie ukryłam! – warknęła, założyła kask i
wsiadła na skuter.
Mój brat, idiota, jak zawsze biernie stał i się przyglądał
jak kobieta odchodzi. Az się płakać chciało, ale nie miałem chusteczek więc
musiałem sobie darować. Stefan wrócił do baru, pierdolnął przy tym drzwiami ze
wściekłości, a ja… ja zapłaciłem jakiemuś szczeniakowi za pożyczenie quada,
obiecałem, że wrócę i nie czekając na jego odpowiedź zabrałem mu kluczyki, kask
i ruszyłem za dziewczyną.
Jechała długo, dobre kilka godzin, minęliśmy trzy miasta na
tak słabych środkach lokomocji. W końcu zatrzymała się przed jakimś podrzędnym
barem. Uczyniłem to samo. Usiadłem pierw w rogu, tak by mnie nie zauważyła.
Widziałem co zamawia, poprosiłem o to samo. Kelner, który był również barmanem
postawił pierw talerz przed nią, a potem podszedł do mojego stolika.
Podziękowałem, wziąłem talerz w obie dłonie i usiadłem przy barze, obok niej.
– Witam, jestem Damon. Chciałbym ci zamówić colę z wódką do
obiadu, nie odmówisz chyba takiemu przystojniakowi jak ja? – zapytałem.
Uśmiechnęła się, czyli dobry znak. Nie był to uśmiech
spławiający, a pełen delikatnego rozbawienia, co znaczyło, że mnie nie spławi.
Zamówiłem więc dwa razy wódkę z colą i odważyłem się zapytać jej o imię.
– Elena – odrzekła.
Wydawało się, że będzie to dobrym początkiem naszej
znajomości, ale pilnowałem się. Musiałem bardzo uważać by niczego nie
spieprzyć.
– Co taka piękna dziewczyna robi sama w tym paskudnym
miejscu?
– Nie jest aż takie paskudne – odpowiedziała.
– Masz racje, w życiu jest wiele paskudniejszych rzeczy.
– Rozstałam się z chłopakiem – wyznała w końcu. –
Przepraszam, nie wiem po co to mówię, przecież prawie wcale się nie znamy.
– Umarła moja dziewczyna. Nie, nie współczuj mi, to było
dawno temu, już niemal zapomniałem i ty…
– Nie da się zapomnieć. Nikogo w życiu spotkanego na dłużej,
ważnego dla nas z jakiegoś powodu, dobrego czy też złego, nie da się tak po
prostu zapomnieć. Można tylko nauczyć się żyć z brakiem tego kogoś. Nauczyć żyć
bez przyjaciela, wroga, matki, ojca, córki, syna… Można się nauczyć Damien, ale
nie można zapomnieć.
– Damon – poprawiłem ją.
– Przepraszam.
– Nie szkodzi. Masz rację, ja jej nie zapomniałem, nauczyłem
się tylko żyć z jej brakiem i przywykłem, że jej nie ma. Starałem się o niej
nie myśleć by nie cierpieć i wtedy pojawiłaś się ty i ty mi ją bardzo
przypominasz.
– Muszę przyznać, że to oryginalny sposób na podryw.
– Nie podrywam cię. Jestem szczery.
– Skończ być szczery. Zjem i spadam.
– Wracasz do… – o mały włos się nie wydałem, że wiem skąd
pochodzi. – Do chłopaka? – dokończyłem bo patrzyła na mnie wyczekująco.
– Nie, do niego nie wrócę. A ty, dokąd zmierzasz?
– Do nikąd, znaczy, jeszcze nie wiem gdzie, jak i po co.
– Ja chyba zrobię sobie wakacje od ludzi z mojej okolicy.
– Czyli małolata na gigancie? – zapytałem z rozbawieniem.
– Masz ochotę mi towarzyszyć?
– Odważna propozycja.
– Rutyna drwi z miłości, my zadrwijmy z rutyny. Co ty na to?
– Robiłaś to już?
– Co, czy już robiłam?
– Drwiłaś z rutyny? – zapytałem i patrzyłem prosto w jej
brązowe oczy.
– Raz, jeden raz i przez ten raz dzieje się to wszystko,
przez to Stefan… z resztą nieważne.
– Nieważne. – Zrobiłem chyba zabawny gest rękoma, bo się
zaśmiała. – Czy jest tutaj motel? – zapytałem pana za barem.
– Jest, można wynająć pokój.
– Tutaj? – zapytałem.
– Tak, nie mamy recepcji – wyjaśnił.
– Wybacz mi, że miejsce jest całkowicie bez klasy, ale… w
pokoju można w spokoju pogadać.
– Stoi.
– Czy co stoi? – zapytałem bo po raz kolejny uznałem, że
można jej słowom przypisać dwu znaczenie.
– Stoi układ. Ja zrywam się z chaty, miasta, jak najdalej od
rodziców na dwa miesiące, a ty mi towarzyszysz.
– Skąd pomysł, że zechcę?
– Nie przyjmuje odmowy – zapewniła i wstała z hokera,
przeszła za moimi plecami muskając mnie czubkiem paznokcia po karku.
– Nic dziwnego, że nikt ci nie odmawia – powiedziałem sam do
siebie, szeptem, tak by tego nie usłyszała.
– Może ona nie różni się aż tak bardzo od Kateriny –
pomyślałem.
Damon (Simon)
Ciekawe o co dokładnie poszło Elenie i Stefanowi.Damon chcę sobie zastąpić Katherine Eleną.
OdpowiedzUsuńTeż mnie to ciekawi , ciekawe jak potoczy się wyjazd Eleny i Damona , czekam na rozwinięcie akcji :D Pozdrawiam Aga
OdpowiedzUsuńJak mogles skonczyc pisac :/ to jest najlepsze ff jakie czytalam.
OdpowiedzUsuńAle ja nie skończyłem, to chwilowa przerwa, ale chętnie do tego powrócę w wolnej chwili. Zarówno ja, jak i współautorzy. Po prostu zaprzestaliśmy bo wydawało nam się, że nie ma zainteresowania. Cieszę się jednak, że się podoba.
UsuńTrafiłam tu przypadkiem. Przeczytałam to co zostało tu zamieszczone do tej pory. Szkoda że blog przestał być aktualizowany bo zapowiadało się ciekawie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko dzisiejszego wieczoru. Znam orginał bardzo dobrze ale Wasz blog przebija wszystko. Jest rewelacyjne!!!! Tylko gdzie nowe posty ?!?!?!? :)
OdpowiedzUsuńZamierzamy do tego wrócić jak zakończę swoją powieść pod tytułem "Jabłka i śniegi", a Magdalena zakończy "50 twarzy Greya - FF". Tak więc myślę, że od stycznia zacznie blog na nowo funkcjonować. Teraz mamy za dużo na głowie. Jest też nadganianie na blogu Samuela i reszty pod tytułem "4 pary". Ale zajrzyj, może cię zaciekawi coś innego co jest nasze.
Usuń